W tym czasie szczególnie mnie pociągają trzy zespoły obrazów. Są to: pąki kaczeńców i główki krokusów; symboliczne pisanki, zwane niekiedy kraszankami; wreszcie bociany, zlatujące się na Józefa, zwykle identyfikowanego przeze mnie z Brygadierem, Komendantem, Marszałkiem, wreszcie – Dziadkiem. To przecież ten przybysz z Zułowa, i z krakowskich Oleandrów, w prostej szarej maciejówce, w 1919 roku po raz pierwszy w wolnej Polsce obchodził swe wiosenne imieniny. Nic dziwnego, że 19 marca mojemu pokoleniu już na zawsze kojarzy się z Niepodległością, zielenią krzewów oleandrowych i barwą wielorakich ziół.
Na przywołanych symbolicznie kwiatach rzecz się nie kończy. Prócz nich wiosnę z sobą niosą: przebiśniegi, sasanki, przylaszczki, białe gajowe zawilce. Nad nimi Chopinowskie wierzby zaczynają kusić biało-żółtymi kotkami. Wszystko to nosi się do kościoła w Niedzielę Palmową, na siedem dni przed Wielkanocą, przed powstaniem Chrystusa z grobu. Starożytni wierzyli, że wszystko budzi się do życia za sprawą bogini kiełkującego ziarna, Persefony (Kory), wracającej z Hadesu. Radość zwiastują w różnych fazach wiosny ptaki: szpak, szczygieł, kraska, żółto-czarna wilga, kos, jaskółka dymówka, jaskółka brzegówka, gil, jemioł, jerzyk, sójka, kukułka, słowik szary, puszczyk, sowa uszata; przede wszystkim bocian biały.
Szczególnym elementem świata flory jest barwinek i źdźbła żyta. Nadają one cudownej barwy jajkom wypełniającym, wespół z barankiem, koszyk „święconego” w wielką sobotę. Ów baranek z ciasta, przysmak naszego dzieciństwa, był i pozostaje symbolem ofiary, Męki Pańskiej, a przyozdobiony czerwoną chorągiewką na wysokim drzewcu, oznacza Zmartwychwstanie.
Zmartwychpowstawanie przyrody, Zmartwychwstanie Chrystusa doskonale zespala się w naszej narodowej wyobraźni i pamięci z Irredentą. Na imieniny Józefa - jak już wyżej zaznaczyłem - zwykle na ojczystym niebie pojawiają się bociany. Sprawę tę szczególnie traktuję, iż widzę podobieństwo ich losów do losów naszych rodaków na przestrzeni historii. Pielgrzymują tysiące kilometrów z północnej Afryki, by osiąść i zbudować gniazda „na polskim ugorze”, jak to określił Juliusz Słowacki. Takim pielgrzymem był Jozef Piłsudski, dawny zesłaniec na Sybir, pogromca bolszewików, pełen charyzmy, legendarny bohater narodowy. Jego portret, jeszcze z czasów przedwojennych, wisi w mojej łagiskiej „hacjendzie”, którą obecnie moi przyjaciele coraz częściej nazywają „zagłębiowską zagrodą”. Niech i tak będzie… Rzeczywiście jest to zagroda formowana przez ponad sto dwadzieścia lat. Pamiętam, że właśnie na Józefa wystawiana była z okna jednopiętrowego domu z czerwonej cegły narodowa flaga ku czci Dziadka. W zabudowaniach weselało. Słychać było konie, ryczące krowy, pianie koguta. Dzisiaj gospodarstwa się już nie prowadzi, ale wiosenne ptactwo ma tu swoje siedziska. Z okienek chlewika i obszernej stodoły raz po raz wybiegają wiewiórki, czasem pojawia się kuna. Wiewiórki – czarne i brązowe – mają na zimę swoje, nasze, domowe orzechy: włoskie i laskowe.
Na której pierwsze jaskry żółcieją i mlecze.
Pośród wierzb po kamieniach wąska struga ciecze,
A pod niebem wysoko śpiewają skowronki.
Wśród tej łąki wilgotnej od porannej rosy,
Droga, którą co święto szli ludzie ze śpiewką,
Idzie sobie Pan Jezus, wpółnagi i bosy
Z wielkanocną w przebitej dłoni chorągiewką.
Naprzeciw idzie chłopka. Ma kosy złociste,
Łowicka jej spódniczka i piękna zapaska.
Poznała Zbawiciela z świętego obrazka,
Upadła na kolana i krzyknęła: "Chryste!".
Bije głową o ziemię z serdeczną rozpaczą,
A Chrystus się pochylił nad klęczącym ciałem
I rzeknie: "Powiedz ludziom, niech więcej nie płaczą,
Dwa dni leżałem w grobie. I dziś zmartwychwstałem."